9 – Skojarzeń wiele…

Data:

Jako wierny fan animacji nie mogłem ominąć wczorajszej przedpremiery ekranizacji „9”, na którą czekałem już od dłuższego czasu. Wszystko za sprawą tego, iż film został wyprodukowany pod skrzydłami samego Tima Burtona, odpowiedzialnego również za takie dzieła jak „Vincent”, „Miasteczko Halloween” oraz „Gnijącą pannę młodą”. Tim jest jednym z moich ulubionych twórców kina współczesnego, którego cała filmografia wywiera na mnie duży, pozytywny wpływ. W związku z tym byłem przygotowany na solidną dawkę emocji, płynących nie tyle z obrazu, co z serca, lecz chyba się przeliczyłem. Poniżej moje krótkie wyjaśnienie.

Zacznę może od tego, czym w ogóle jest „9”. Otóż obraz kryjący się pod tym tajemniczym tytułem, opowiada historię pewnej grupy żywych „szmacianek”, jeżeli można tak ich nazwać, którzy są wiernym odbiciem ludzi. Pierwowzorów niestety nie ma już na świecie, ponieważ ich zapał oraz brak pomyślunku, doprowadziły do swego rodzaju samozagłady. Główny bohater to dziewiąta postać w filmie, która budzi się do życia najpóźniej ze wszystkich. On będzie nadzieją na uratowanie tego, co zostało po zniszczonej przez apokalipsę Ziemi.

Wszystko fajnie, ale teraz konkrety. Mianowicie z mojego punktu widzenia, fabuła to największy i jedyny minus tej animacji. Po pierwsze jest mało oryginalna, ponieważ o śmierci i wyginięciu rasy ludzkiej powstaje pięć filmów rocznie, a po drugie charakterystyka każdej z postaci zajęłaby maksymalnie kilka zdań. A przecież nie tego widzowie oczekiwali choćby od Pameli Pettler, scenarzystki „9” oraz „Gnijącej panny młodej”. Zatem gdzie się podział urok głównych bohaterów? Nie wiem, ale mam nadzieję, że zadbają o niego w kontynuacji, jeżeli będzie oczywiście.

Jednak aby szala nie przechyliła się całkowicie na negatywną stronę, muszę przyznać, że mimo wszystko nie żałuję późnego wypadu do kina. To co przeżyły moje zmysły wzroku, można uznać za ucztę dla oczu. Powaliły mnie na ziemię efekty specjalne, czyli dbałość o najdrobniejsze detale, idealnie dobrane dźwięki, doskonała mimika twarzy oraz animacje postaci. Podobne rzeczy mogliśmy zobaczyć przy okazji pokazów „Kinematografu”, ale w tamtym wypadku nie było trójwymiarowych pejzaży.

Reasumując „9” jest jak szarlotka z zakalcem. Zjem z przyjemnością, ale przy następnej okazji mam nadzieję na pełnowartościowy wyrób.

Zwiastun:

Niestety Twoja recenzja pokrywa się z plotkami, które wygrzebałam w necie, a które sprowadzają się do tego, że film jest fabularnie nieciekawy, chociaż ładny. Mam zamiar na niego pójść, ale przygotuję się zawczasu i wchodząc na projekcję odwieszę rozum, żeby sobie odpoczął. :)

Przynajmniej wiesz czego się spodziewać :)

Heh, wolałabym spodziewać się jednak czegoś trochę lepszego ;)

Niedobrze, bo też liczyłem na ten film. Chociaż sprawa miała się chyba podobnie z filmem krótkometrażowym, który był podstawą dla wersji pełnometrażowej, tam też w sumie mieliśmy do czynienia z przekazem stricte wizualnym.

Dodaj komentarz